poniedziałek, 27 lipca 2015

Rozdział Dziewiąty

Wchodzę do szkoły i zaciskam wargi, nie wiedząc gdzie mam się udać. May jeszcze nie wraca od dziadków co jest kolejnym przytłaczającym problemem dla mnie. Czuję się strasznie, zostałam oszukana przez chłopaka, którego naprawdę zaczęłam lubić. Zauważam Kimberly, która patrzy na mnie z rozbawieniem. Siedzi sama na ławce, bo ma tak wielkie i obleśne dupsko, że już nikt więcej się nie zmieści. Oh, czekam na ten dzień, gdy będę mogła zatańczyć na twoim pogrzebie, suko. 
Czy to było wredne? W sumie nie obchodzi mnie to. Obchodzi mnie bardziej to co robię ze swoim życiem. Jestem tak łatwowierna. Na początku dałam się zdradzić, później zauroczyłam się w chłopaku, który był jakiś czas przy mnie, a na końcu okazało się, że po prostu on się mną bawi. Czy ja wyglądam jak zabawka? jak pieprzona lalka? Dlaczego każdy musi się mną bawić, nawet mój adorator. On po prostu kocha doprowadzać mnie do szału, a ja jak głupia upadam dla niego. Dlatego z tym koniec, od tego momentu przestaję żyć dla mojego adoratora
Zanim zdążam się rozpłakać podchodzi do mnie Nat. Zajebiście, tylko ciebie w moim życiu brakowało. Trzyma białe róże. Czy to jest żart? Czy on robi sobie ze mnie żarty. Wczoraj dostałam taki sam, więc albo daje mi jakiś znak, albo jestem dla niego kolejną nadzieją. Czy ja wyglądam jak ktoś kto daje nadzieje? Chyba raczej ubaw. 
- North - zaczyna, wciągając powietrze i daje mi bukiet róż. - Wiem, że cię zraniłem, ale niczego tak nie żałuję, tak bardzo chciałbym być teraz przy tobie. 
- Cóż, niestety są sprawy, których nie da się naprawić i obietnice, których już się nie spełni. Przykro mi Nat.
- North, ja naprawdę chcę być z tobą, zrobiłem dużo złych rzeczy, nie doceniałem cię, wiem - mówi, a ja patrzę mu w oczy. - Jesteś wszystkim czego pragnę, rozpalasz moje serce, tracę zmysły przy tobie, tak bardzo kocham, gdy się uśmiechasz, tak bardzo kocham jak jesteś szczęśliwa i kocham to, że ja niedawno sprawiałem, że byłaś. 
Przez te jego czułe słówka i brytyjski akcent prawie mu wybaczam. Jestem słaba, a jego słowa przypominają mi coś przez co tracę cały czas głowę. Mam dość jej tracenia, chcę ją trzymać na karku i myśleć racjonalnie. Jestem silna i nie dam się znów obałamucić Natowi, może się zmienia, może chce się zmienić dla mnie, ale ja nie dam mu tej szansy. 
- Przykro mi Nat, zrobiłeś zbyt dużo krzywdy mi, a ja byłam po prostu głupia i zapatrzona w ciebie - wzdycham, zaciskając łodygi w dłoniach. - Niestety nie zasługujesz na kolejną szansę, nieważne co byś zrobił. Nie potrafiłabym się nawet z tobą przyjaźnić. Dziękuje za kwiaty, ale mam już takie.
- Wiem. 
- Wiesz? 
- Oh.. znaczy, no raczej nowe mieszkanie, a to twoje ulubione kwiaty, ale te są po prostu w ramach przeprosin, przyjmij je - mówi. 
- W porządku - mruczę z lekkim zdezorientowaniem. Nie mam zamiaru trzymać tych kwiatów, więc robię dobry uczynek i wręczam je woźnym. 
Czuję się tak źle, mam ochotę na wszystkich krzyczeć. Nat miło zrobił, ale myśli, że przekupi mnie gadką i kwiatami. On mnie zranił. Dlaczego żaden facet nie może być choć tak inteligentny, aby rozumieć, gdy przesadza, albo, gdy naprawdę kogoś rani. Jeśli mowa o ranieniu, przeżyłam Nata, ale nadal mnie boli to co zrobił Justin. Niby znam go krócej z tej lepszej strony, ale przy nim czułam się inaczej. Dla niego to była pieprzona zabawa. Jak mogłam stwierdzić, że on się zmienił? Ludzie się nigdy nie zmienią. Jedynie co to ukrywają tym kim naprawdę są. 
- North! - o wilku mowa. - North, czekaj!
- Co? - warczę, odwracając się w stronę Justina. 
- Chcę wyjaśnić co się stało wczoraj - dyszy, opierając dłonie o kolana i spuszcza głowę, aby opanować oddech. 
- Ale ja nie chcę, miałeś racje za dobrze cię spostrzegałam - syczę, mrużąc oczy. - I dzięki za projekt tatuażu, ale nie mam zamiaru chodzić z czymś przez całe życie co przypomina ciebie.
- North, o co ci do cholery chodzi? Przecież.. nic między nami nie było takiego. 
- Po prostu zrobiłeś ze mnie idiotkę - niemalże krzyczę, podchodząc bliżej niego. - Jakieś pieprzone nic nie znaczące słowa mi mówiłeś, a później taki zadowolony poszedłeś do tej suki i fajnie było się ze mnie pośmiać, jak za dawnych lat, huh? - warczę. 
Odwracam się, aby mu nie dać tej satysfakcji. Nie może widzieć moich emocji. Nie zasługuje na to. Nie zasługuje na to, abym się nim przejmowała. Koniec Natem, z Justinem i z moim anonimowym adoratorem. Pierdole to wszystko. Każdy ma uczucia, przypomnę, że ja też się zaliczam. 
Cały dzień w szkole jestem nieobecna. Próbuję się skupić, ale skrywam w sobie tyle emocji, że jeden niewłaściwy ruch, a wybuchnę. Nie chcę jeszcze sobie nagrabić u nauczycieli. Przerwy spędzam sama, co chwile jakaś z moich koleżanek pyta się czy gdzieś się przejdę, a ja wymyślam jakieś wymówki. Tak naprawdę układam sobie plan na najbliższą przyszłość. Zero Biebera, zero Wanga i zero tajemniczych listów. Nie jestem idealna, ale zasługuje na kogoś kto mnie pokocha i będę z nim szczęśliwa. Po za tym czemu do cholery jak myślę o tym pieprzonym Justinie od razu nasuwają mi się przemyślenia związane z miłością? 
Wracam późno do domu. Zajechałam wcześniej do rodziców, aby coś zjeść na obiad. Nie robiłam jeszcze zakupów, a teraz nie mam nawet sił, by to zrobić. Po za tym nie jestem głodna, za dużo emocji na ten dzień. Wchodzę do swojej sypialni i wyciągam z małego, białego pudełeczka wszystkie listy skierowane do mnie od mojego sekretnego wielbiciela. Siedzę przez chwilę, patrząc na to wszystko i chcę mi się po prostu płakać. Bądź silna, nawet go nie znasz. Takimi słowami próbuję się pocieszać, ale to trudne, bo jeszcze niedawno te listy sprawiały, że byłam najszczęśliwszą osobą na świecie, a teraz? Wszystko to jeden wielki żart. Ja jestem wielkim żartem i pan Bieber to udowadnia cały czas. 
Wrzucam wszystko do worka na śmieci. Przełykam cicho ślinę i w kącikach oczu czuję łzy. Jestem taka słaba. Wmawiam sobie, że jestem silna, a jest kompletnie inaczej. Jestem do dupy. Moja samoocena przez to wszystko spada w dół, chociaż nienawidzę użalać się nad sobą. Chciałabym, aby wreszcie ktoś mnie docenił. 
Idiotko, te twoje doceniania właśnie wyrzucasz. 
I co z tego. Tak nie mam pojęcia kto to pisze i czy myśli tak na poważnie. 
Przypomina mi się, że mam jeszcze jedną karteczkę nad łóżkiem. Zrywam ją niepewnie i gładzę kciukiem rogi papieru. Kręcę do siebie głową i opadam tyłkiem na materac. Jeśli ktoś myśli, że moje życie jest fajne - to się myli. To nie jest przyjemne być zdradzaną, obiektem żartów i nie wiadomo jak nazwać to co robi mój tajemniczy adorator. Może się wstydzi mnie po prostu, ale to nie ma sensu. Muszę przestać się tym wszystkim zamartwiać. Niedługo testy i muszę się dobrze przygotować, aby dostać się na wymarzone studia dziennikarskie. 
Zjeżdżam windą na dół i przez ten czas rozglądam się dookoła. Apartamentowiec, w którym mieszkam jest w świetnym położeniu. Mieszkam na najwyższym piętrze, a cały budynek jest ze szkła, w tym winda, więc widać wszystko idealnie. Znaczy dla mnie, kocham czuć adrenalinę, a ten kto ma lęk wysokości raczej, by trafił do psychiatryka po spędzonej nocy tutaj. 
Wychodzę z budynku i całą zawartość worka wysypuję do kontenera. Wzdycham ciężko, przymykając powieki. Gdy chcę już zamknąć klapkę od śmietnika, słyszę znajomy głos: 
- North? -Kurwa.
- Co ty tutaj robisz? - warczę na sam widok brązowookiego. 
- Ja? - mruczy zdezorientowany, przygryzając swoją dolną i przeczesuje palcami swoje włosy. - Ja.. ja chciałem się z tobą zobaczyć, porozmawiać na poważnie. 
- Nie ma o czym, jestem zmęczona, odmówiłam rozmowy z moim byłym, to tym bardziej odmówię pogawędki z tobą, Bieber. 
Chłopak przechodzi z jednej nogi na drugą, rozglądając się. - Wyrzuciłaś to wszystko? 
- Co cię to interesuje? 
- North widziałem niektóre z tych liścików - mówi szybko, jakby się denerwował. 
- Widziałeś tylko jeden - mówię. 
- Nie zdajesz sobie sprawy.. ile widziałem - szepcze, podchodząc do mnie, a ja przełykam cicho ślinę. 
Nie ulegnij. Nie ulegnij. 
- Co ty znów robisz, czemu się znów mną bawisz?! - krzyczę, odpychając go od siebie. - Jeszcze wczoraj śmiałeś się, gdy do ciebie zadzwoniłam i odebrała ta suka. 
- North, mówiłem ci, że jestem pojebany na milion sposobów, okej? - warczy, posyłając mi intensywne spojrzenie. - Nie wiedziałem jak mam się zachować. 
- Masz rację, jesteś pojebany na milion sposobów - spluwam, odsuwając się już kilka kroków w tył. - I mam nadzieję, że akurat teraz będziesz wiedział jak się zachować, bo nie chcę mieć z tobą nic wspólnego. Jesteś chory, tak jak siebie opisywałeś! 
Odwracam się, zostawiając Justina, który jest najwyraźniej w szoku. Brawo Leithold. Tym razem się nie uginam przed nim. 
Mimo wszystko.. i tak nie czuję się lepiej. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Followers