poniedziałek, 27 lipca 2015

Rozdział Jedenasty

Ferie Wiosenne. Tego właśnie mi potrzeba. Wolnego od szkoły. Minęły trzy tygodnie od mojej ostatniej rozmowy z Justinem. Trzy tygodnie od kiedy pozbyłam się tych liścików od adoratora. Już ich nie dostaję. Może to i dobrze. Przynajmniej problem sam się usunął. 
Razem z May jedziemy za Los Angeles, gdzie znajduje się największe skupisko klubów na świecie. Tak naprawdę to jest jedno miejsce, ale wszystko jest podzielone na loże, lub tematykę. Jeśli masz ochotę na Pool Party, idziesz do strefy, gdzie znajduje się basen i wodny bar. Masz ochotę na zabawę w stylu Vegas? Strefa z kasynem i luksusowymi dodatkami na ciebie czeka. 
Mimo mojego imprezowego nastroju coś zaćmiewa moje szczęście. Nie mówiłam May co do końca się stało. Powiedziałam, że ja i Justin po prostu nie odzywamy się do siebie bez powodu. Przesuwam palcami po folii na moim przedramieniu i czuję dziwne ukłucie w środku. 
- Myślisz, że mogę zdjąć już tą folię? - pytam moją przyjaciółkę, a ona zerka tylko przez chwilę na mnie, ponieważ prowadzi. May to człowiek fobia na punkcie prowadzenia auta. Ja raczej jeżdżę jak doświadczony facet, który ma gdzieś tak naprawdę przepisy. Dlatego teraz nie prowadzę. Autostrady w LA są jednymi, na których można stracić kontrolę nad prędkością. Szczególnie jeśli się kocha sportowe auta, czyli tak jak ja. 
- Nosisz już to cztery dni, o co ty się tak martwisz, to dawno już jest gotowe na pokazanie się całemu światu - chichocze moja przyjaciółka, a ja powoli zrywam folię z mojego przedramienia, ukazując mój nowy, pierwszy tatuaż. Róży.
- O co się martwię? - zaczynam, wpatrując się w różę na moim przedramieniu. - Ponieważ ten tatuaż jest dla mnie bardzo ważny. Coś trwało krótko, ale było intensywne i zależy mi na nim - przerywam, przełykając cicho ślinę. - Mam na myśli tatuaż. 
- Oh, oczywiście North - parska May, właśnie wyjeżdżając z Los Angeles. - Wiem, że jest coś na rzeczy z Bieberem.
- Nic z nim nie jest na rzeczy, okej? - warczę, wiedząc, że moja przyjaciółka i tak ma racje. - Dogadywaliśmy się jakoś, ale to minęło. On minął. To zwykły palant. Nie chcę o nim rozmawiać. 
- Mała, widzę, że coś się wydarzyło, a ty mi nie powiedziałaś - wzdycha czarnowłosa, zaciskając swoje wargi. 
- Po prostu nie mam szczęścia w niczym - mruczę, wzruszając rozpaczliwie swoimi ramionami. 
Na szczęście droga nie trwa tak długo i po trzydziestu minutach od LA jesteśmy na miejscu. Wszystko jest takie luksusowe, a ludzie są mniej więcej naszego wieku. Obsługa całego miejsca już szykuje się na wieczór, a ja uśmiecham się pod nosem. Wyciągam dwie walizki, moją i May, po czym stawiam je na ziemi. Zauważam, że moja przyjaciółka rozgląda się za pewnymi chłopakami. Chichoczę pod nosem. 
- Tylko się nie zakochuj, May! -krzyczę, śmiejąc się pod nosem. Przyjaciółka odwraca się i pokazuje mi środkowy palec, zamykając swoje auto. 
Pewnym krokiem wchodzimy do wypasionego hotelu, który pokrywa się bielą i złotem, a niektóre akcenty są kremowe. Podchodzimy do recepcjonistki za ladą. Kobieta wygląda na około trzydzieści lat. Schludnie ubrana, a jej koszula jest zapięta pod samą szyję. 
- Rezerwacja na nazwisko Russo - mówi May, a kobieta zerka na komputer, wpisując jej nazwisko. 
- Pani Russo, oraz pani Leithold? - pyta, a mi kiwamy głową. - Proszę dowód tożsamości. 
Wyciągamy swoje dokumenty, a ona je szybko sprawdza, po czym wraca do swojej czynności. 
- Witamy w Le Royaume Des Événements - mówi na siłę francuskim akcentem, ale jedynie co robi to kaleczy ten przepiękny język. - Impreza powitalna dziś o 21, proszę się podpisać na liście gości. 
Chwytam długopis od kobiety i podpisuje się szybko obok swojego nazwiska. Chcę już oddać listę, ale coś przykuwa moją uwagę. Bieber. Justin Bieber. Panikuje, a włosy na moim ciele stają dęba. Kurwa jego mać. 
- Przepraszam, czy Justin Bieber też mieszka w tym hotelu? - pytam zdezorientowana, a kobieta sprawdza coś w swoim komputerze. 
- Tak, wykupiony pakiet na ferie wiosenne, taki jaki wy - oznajmia nam, a ja zamieram.
- Który pokój? - wtrąca się May, a ja nerwowo zagryzam swoją dolną wargę. Czy zawsze musi iść coś nie po mojej myśli? 
- Niestety nie mogę udzielać takich informacji, nie powinnam również mówić, o obecności tej osoby w hotelu - mówi, ale po chwili posyła nam sztuczny uśmiech i wręcza nam dwie karty do wspólnego pokoju. - Miłego pobytu, Détendez-Vous!
Imprezy jak w Vegas, a i tak na siłę wciskają tutaj Francję. 
- Czekaj.. to znaczy, że.. - marszczy brwi May, wchodząc do windy, a ja parskam śmiechem, widząc jej zakłopotanie. 
- Naprawdę nie pamiętasz? Pani Gregoréo używa to podczas sprawdzianu, gdy się denerwujemy - mówię z rozbawieniem. - Uczymy się już francuskiego 5 lat! 
May nadal nie rozumie tego co powiedziała przed chwilą do nas recepcjonistka. 
- Zrelaksujcie się - oświecam May, a ona jedynie robi swoje słynne "ohhhh". 
Moja przyjaciółka chyba widzi moje zdenerwowanie, przez to czego się niedawno dowiedziałam. Podchodzi do mnie i opiera głowę o moje ramię, gdy jedziemy windą na samą górę. 
- Może to jakiś inny Justin Bieber.
Marzenia skarbie. Marzenia.

Po kilkunastu minutach znajdujemy się już w naszym apartamencie, mamy godzinkę do imprezy, więc od razu zaczynamy się szykować. Dziś już nie ma zwykłego ubrania. To w końcu raj do imprezowania, więc nie będę gorsza. May wyszła w trybie awaryjnym do sklepiku hotelowego po tampony, a ja paraduję w koronkowej bieliźnie po pokoju. Właśnie wysuszyłam włosy. Słyszę głośne pukanie do drzwi i wywracam swoimi oczami. May zapomina czasem użyć mózgu. Ma kartę. Choć mogła jej zapomnieć. Nie ma czasu. Podbiegam do drzwi i otwieram je. 
Nim zdążę się czymś okryć, do mojego pokoju nie wpada May tylko Bieber. ZAJEBIŚCIE. NAPRAWDĘ. C U D O W N I E. Justin mimowolnie się szczerzy, a ja szybko wsuwam na siebie koszulkę. Co on kurwa tu robi. Co on robi w moim pokoju. Przez to wszystko nie zauważam, że w dłoniach trzyma bukiet białych róż. 
- Co ty tutaj robisz? - dyszę zdenerwowana, a Justin się otrząsa. 
- Ja dowiedziałem się, że tu jesteś - mamrocze, dając mi bukiet róż, a ja zaciskam wargi. Przyjmuję je. - Namówiłem recepcjonistkę, aby mi podała numer twojego pokoju. 
- Oh, mi jakoś nie chciała - mówię oburzona, oblizując swoje wargi. 
- Chciałaś znać mój pokój? - pyta z nadzieją. - Po co? - tym razem się już uśmiecha. Cholera rozgryzł mnie. 
- Bo.. - wymyślam coś na poczekaniu, ale w głowie mam pustkę. - tak.. 
- Wow, argumenty na szóstkę panno Leithold - podchodzi do mnie bliżej, gdy odkładam bukiet róż i niespodziewanie mnie obejmuje, chowając twarz w zagłębieniu mojej szyi. 
- Przepraszam cię - mówi, a ja przełykam cicho ślinę, przymykając swoje powieki. - Naprawdę cię przepraszam, nie wiem czemu to zrobiłem, ale ty nawet nie jesteś mną zainteresowana. Myślałem, że to nic złego..
- Bo nie jestem, nie byłam.. nie wiem - wzdycham rozdarta. 
- Nie jesteś, nie możesz być zainteresowana takim kimś jak ja. 
- Owszem, mogę. 
- Nie, North - zaprzecza, a ja nie rozumiem o co mu chodzi. - Jestem strasznym człowiekiem, nie zaakceptowałabyś jednej czwartej mnie, ale jest coś w tobie co mnie do ciebie przyciąga i sprawia, że czuję się dobrze. 
- Justin, wiem co robisz - mówię, układając dłoń na jego policzku, a on ma minę jakbym go uderzyła. O co chodzi? 
- Handel narkotykami to nic przy tym kim naprawdę jestem - szepcze, składając delikatny pocałunek na moim czole. - Tak naprawdę sypiam z tymi dziwkami, bo mi na nich nie zależy, jeśli są ze mną powiązane mam to gdzieś, czy coś im się stanie przez znajomość ze mną, a z tobą jest inaczej. 
- Zależy ci na mnie? - pytam, przygryzając delikatnie swoją dolną wargę. 
- Wiesz - mówi, przejeżdżając kciukiem po mojej dolnej wardze. - Nie wiem co to do końca znaczy, nie znam tego uczucia, ale chronię cię od największego zła jakim jestem. 
- Justin jesteś taki.. skomplikowany - jęczę zdezorientowana, a on mi posyła delikatny uśmiech. 
- Nie skarbie, ja jestem taki pojebany - mówi, opierając czoło o moje. - I mówię poważnie, może kiedyś się dowiesz, ale teraz chcę, abyś przyszła w jedno miejsce, napiszę do ciebie później.
- Po co? 
- Bo chcę z tobą spędzić czas, tak normalnie, jak niedawno - oznajmia, a ja kiwam głową z uśmiechem. - Fajny tatuaż mała - szepcze do mojego ucha, muskając je delikatnie, a gdy jest przy moich ustach, oczywiście nie po mojej myśli wchodzi May, krzycząc: 
- W tym hotelu są tak cholernie drogie tampony jakby było co najmniej ze złota! 
- Hej May - mówi Justin, a ja uśmiecham się do niej słodko. 
- Ohh - wzdycha zażenowana, a na jej policzki wkradają się rumieńce - Cześć. 
- W takim razie ja idę się ogarniać, jestem tu z Ryanem - mówi już do mnie. - Odezwę się za chwilę i podam ci godzinę oraz miejsce. 
Kiwam grzecznie głową, a on wychodzi. Widzę ten szyderczy uśmiech May, na co zdejmuje koszulkę i rzucam w nią. 
- Nic nie mów! - piszczę, wchodząc szybkim krokiem do łazienki. 

Ubrana w obcisłą, czarną kieckę, która zasłania mi ledwo uda, dobieram swoje czerwone wysokie szpilki, których kolor pasuje mi do szminki, którą mam na ustach. May ma na sobie czerwoną, obcisłą spódniczkę i biały crop-top, pasujący do jej szpilek. Obydwie wchodzimy do windy, a ja w tym czasie dostaję wiadomość. 

Od: Nieznajomy
Godzina 23:00, obok strefy Pool Party, tam jest taras z widokiem na L.A :) Justin x
Uśmiecham się pod nosem. Może nie wszystko jest stracone. Zapisuję szybko numer.

Godzina 22:54, a ja czekam na tarasie. May już od godziny tańczy z jakimś chłopakiem, a ja wypiłam tylko trzy drinki. Opieram się o barierki i patrzę na widok. Z daleka widać Los Angeles, napis Hollywood oświecony nocą. Coś pięknego. 
Nagle czuję jakieś dłonie na moich biodrach, odwracam się i widzę trochę już wstawionego Justina. 
- Hej skarbie - mruczy, a ja uśmiecham się do niego. 
- Czyli nie czekałeś na mnie? - pytam z rozbawieniem, mrużąc oczy.
- A ty? To jest miejsce, w którym wódkę pije się jak wodę - śmieje się, a ja odgarniam włosy z twarzy, patrząc w jego oczy. 
- Mam ochotę cię pocałować - oznajmia Justin po chwili, a ja przełykam cicho ślinę. 
- Sądzę, że ja tego też chcę. 
Zanim robię kolejny ruch, Justin już namiętnie całuje moje usta, a ja odwzajemniam pocałunek. Jego dłoń wędruje na mój pośladek, lekko go ściskając. Wydaję cichy pomruk zadowolenia, a Justin nie przestaje swojej czynności. 
Zdecydowanie najlepszy pocałunek w moim życiu. 
- No brawo, brawo, Bieber - mówi jakiś męski głos za nami, to nie wróży czegoś dobrego, ponieważ Justin cały się napina, a jego uścisk na moim ciele jest aż za mocny, ale przyciąga mnie bliżej siebie. 
- Wren - warczy Justin, a ja zauważam, że facet, który nam przeszkodził w czymś przyjemnym w kieszeni ma broń. Zamieram. 
- Ładna ta twoja koleżanka - śmieje się obleśnie, mierząc mnie wzrokiem. - Masz mój hajs, czy mam ją wziąć i sprzedać, jako spłata twojego długu? - mówi, a ja wiem, że nie na żarty. 
Co tu się kurwa dzieje? 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Followers