poniedziałek, 27 lipca 2015

Rozdział Pierwszy

Przechadzam się powoli wzdłuż morza na Venice Beach, rozkoszując się dzisiejszą pogodą. Od dwóch tygodniu nie dostaję listu od mojego adoratora, trochę tęsknię. Co ja pieprzę, cholernie tęsknie. Ten człowiek sprawia, że wierzę w siebie, że jestem wartościową osobą, nie boję się nikomu sprzeciwić, czy też pokazać, że mam własne zdanie. On sprawia, że potrafię sprzeciwić się takiemu dupkowi jak Bieber lub Butler, dlatego też oni mnie nienawidzą, ale cóż ze wzajemnością.

Kieruję się w stronę swojego domu, dzięki Bogu, że mieszkam przy plaży i mogę wyjść na nią chociaż na chwilę. Wyciągam swój telefon, gdyż czuję wibrację w tylnej kieszeni i przejeżdżam kciukiem po ekranie, aby odebrać połączenie.

- Hej mała, wpadam do ciebie za parę minut i poszukamy fajnych sukienek w twojej garderobie na sobotnią imprezę! - słyszę głos mojej najlepszej przyjaciółki May. Przewracam oczami i myślę sobie, że ta dziewczyna jest niemożliwa. Dopiero jest środa, a ona już chcę wybrać wszystko od butów do fryzury.

- May, to dopiero za kilka dni. Znam cię i wiem, że niedługo zmienisz zdanie, bo nagle przez kilka dni cudem przytyłaś sto kilogramów. Wyluzuj. - jęczę sfrustrowana do słuchawki, przeczesując palcami swoje włosy.

- Wyluzuj? North nie ma dyskusji, chcę wreszcie kogoś znaleźć, nie mogę całe życie być sama, leżeć i pachnieć - warczy do słuchawki, a ja chichoczę pod nosem, kręcąc do siebie głową. - Nie rozumiesz, że jestem wolna, a ty zajęta i tylko byś się pieprzyła z tym twoim idiotą.

Chcę już coś powiedzieć, ale czuję mocne uderzenie z kimś w wyniku tego upadam na piasek, pozwalając aby wszystko poleciało na mnie. Podnoszę się, jęcząc w duchu, zauważając, że moja komórka właśnie się zepsuła przez ilość piasku w środku, nieważne i tak muszę ją wymienić. Otrzepuję się z piasku, chcąc już przeprosić osobę, na którą wpadłam, ale gdy unoszę głowę i widzę.. tego kretyna robi mi się słabo z nerwów.

- O proszę, Leithold - warczy, ale widocznie jest rozbawiony, widząc jego minę z zadziornym uśmiechem. - Naucz się chodzić głupia pokrako.
Ratujcie mnie, bo do Boga zrobię temu frajerowi krzywdę i wyciągnę kiedyś paralizator na złodziei.

- Bieber, co za chujowa niespodzianka - spluwam, patrząc mu prosto w oczy i dmucham specjalnie piaskiem z telefonu na jego głupią (ale seksowną - przyznaję) twarz. Justin kaszle, a ja uśmiecham się zwycięsko. O tak kretynie, nie mówi się do mnie w ten sposób.

- Pojebało cię? - niemalże krzyczy, ale mnie to nie rusza. To przyjemność patrzeć na tego palanta w takim stanie.

- Odkupujesz mi telefon, rozumiesz? - mruczę, a on parska śmiechem. Śmiej się, Bieber.. Mam cię w garści i wiem dokładnie co robisz.

- Dziewczyno, jeśli w ogóle nią jesteś, bo jak na ciebie patrzę to stwierdzam, że lekarze nie mogli zidentyfikować płci.. nieważne, gówno ci kupię - mówi, a ja otwieram delikatnie wargi, aby zamknąć je w cienką linię. Przesadził.

- Posłuchaj mnie, albo mi odkupisz ten pieprzony telefon, abo pójdę na policję z doniesieniem na to co robisz. Za nielegalny udział w wyścigach i sprzedawanie narkotyków.. cóż skarbie kara jest surowa. A ja dopilnuje, żeby moja matka wsadziła cię za kraty. - mruczę, patrząc na niego z wyższością. Zauważam, że jego "Jabłko Adama" właśnie się ruszyło, mam go.

- Kupię ci ten pierdolony telefon suko, ale masz zamknąć mordę, bo jak mnie wsadzisz ty i twoja mamusia prawnik się przeliczycie. - warczy do mojego ucha, nachylając się nade mną.

Nie boję się go.

Nie ma takiej opcji.

Myślę o moim słodkim, tajemniczym adoratorze i wiem, że jestem na tyle mocna, aby się sprzeciwić temu kretynowi.

- Pierdol się, chcę widzieć za tydzień taką samą komórkę, uwierz nawet jak mnie zabijesz będę leżeć w grobię z cudowną świadomością, że zgnijesz w więzieniu. - mówię spokojnie, wpychając mu moją zepsutą komórkę w jego dłonie i wymijam go, nie patrząc nawet na jego reakcje.

1:0, idioto.

Wchodzę do swojego domu, pozwalając emocjom opaść. Mój słodki adoratorze potrzebuję twojego wsparcia. Kręcę do siebie głową, zdając sobie sprawę, że mój wielbiciel zamieszkuję moją głowę przez ten cały czas.

Po kilku minutach do mojego pokoju wchodzi May z figlarnym uśmieszkiem, a w dłoni trzyma białą kopertę. O nie. Tylko nie to.

- Dla mojej, słodkiej North.. - zaczyna czytać napis na kopercie, a ja szybko podbiegam do niej, chwytając papier w swoje dłonie.

- Skoro jest napisane tam moje imię to znaczy, że to do mnie. - warczę oburzona, chowając list (mam nadzieję, że od kogo o kim właśnie myślę) pod podkładkę na biurku.

- Oj słodka Northyyy - piszczy, a ja przewracam oczami. Przysięgam, że jeśli nie przestanie to na niej pierwszej użyję swojego paralizatora. - Czyżby tajemniczy wielbiciel, albo może Nat się zmienił i okazuje uczucia?

- A właśnie co do Nata, mogłabyś dać mu spokój? - burczę, przewracając oczami. - Nic tobie nie zrobił, mi też nie, a ten liścik jest.. uhm.. od mojej babci! Jest bardzo prywatny i dlatego mi na nim zależy.

- Mhm - May mruży oczy i kiwa głową. - Co z twoim telefonem? Rozmawiałyśmy i nagle się rozłączyłaś, myślałam, że jesteś zła.

- Oh! Nie uwierzysz! - niemalże krzyczę i patrzę na nią, kręcąc głową z niedowierzaniem. - Dupek Bieber wpadł na mnie dziś na plaży i do mojego telefonu wsypał się piasek, nie chciał działać, więc troszkę go zaszantażowałam i kupi mi nowy telefon.

- Ty co zrobiłaś? - moja przyjaciółka chichoczę i patrzy na mnie powściągliwie. - No nieźle mała, jestem dumna, ale i tak wiesz, że nie uwierzę w tę bajkę o liściku babci, jak będziesz gotowa to wszystko mi opowiesz.


Na szczęście May nie pyta mnie już o list, ani nie zaczyna tematu obrażającego mojego chłopaka. Miło spędzamy czas nad wybieraniem sukienek, butów i dodatków na imprezę. May ma dużo pomysłów na swoją stylizację, ale co się dziwić - interesuje się modą. Nie to co ja. Lubię ładnie wyglądać, ale też nie lubię zbytnio wyróżniać się z tłumu. Wystarczy mi mała czarna oraz moje ulubione szpilki od chanela. W nich mogę tańczyć do samego rana.


Gdy moja przyjaciółka wychodzi, wzdycham ciężko pod nosem i przypominając sobie, że pewna rzecz czeka na mnie w pokoju, gwałtownie biegnę po schodach do pokoju, potykając się przy okazji. Wbiegam do swojego pokoju, wyciągając kopertę zaadresowaną do mnie i niedbale ją rozrywam, wyciągając kartkę z pięknym pismem mojego adoratora.


"Lubię jak twoje włosy kompletują się z twoimi oczami, sposób w jaki te jeansy leżą na tobie.. nie mogę odwrócić wzroku. Obiecuję, że będę tu na zawsze. Błagam ślicznotko zaprowadź mnie na szczyt, a ja uniosę Cię jeszcze wyżej. To ma dużo tajemnic, kochanie możesz znaleźć wskazówki. Jeśli miałabyś wybór, wiem co byś wybrała. To był bym ja, prawda?"


Mój kochany, anonimowy adoratorze. Tak to byś był ty, tyle chcę tobie napisać. Potrzebuję, abyś się ujawnił. Potrzebuję cię.
Myślę o moim obsesjoniście przez cały wieczór, a także o nim śnię.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Followers