Wchodzę z niechęcią do szkoły, rozglądając się dookoła. Po jednej stronie znajduje się grupka cheerleaderek, a po drugiej baseballiści, a po trzeciej - trzymajcie mnie, bo w moim gardle zbierają się wymioty. Po trzeciej stronie znajduje się dupek Bieber, dupek Butler i klejąca się do Justina Kimberly. Nie wierzę, że ona jest tak ślepa. Wtula się w chłopaka, chowając twarz w zagłębieniu jego szyi, a ten zachowuje się jakby jej tam nie było i ogląda się za każdym innym tyłkiem dziewczyny.
Kiedy tak ich obserwuję nagle dzwoni dzwonek. Koszmar dla każdych uczniów naszej szkoły. Każdy zaczyna się przeciskać, a ja nie mając nawet szans się przedostać stoję na środku, czując jak robi mi się duszno. Mam klaustrofobię i nawet mały tłok sprawia, że mam ochotę płakać i czuję się jak uwięziona. "Spokojnie North, zaraz się to skończy" - myślę. Niestety tak nie jest, moje nogi zamieniają się w galaretę, a cały świat wiruję. Po chwili mój umysł otula czarna dziura, a ja nie czuję już niczego.
* * *
Mruczę coś niewyraźnie pod nosem, otwierając swoje oczy i mrużę je od razu przez jasne światło w pomieszczeniu.
- O, obudziła się - mówi ktoś, a ja marszczę brwi, ponieważ rozpoznaję ten głos. Chociaż nie dociera to do mnie, że to właśnie on.
Przechylam głowę, aby spojrzeć na rozmawiając osoby. Rozszerzam od razu oczy, bo widzę szkolną pielęgniarkę i uwaga - Justina Biebera.
- Pójdę zadzwonić do jej rodziców i poczekam na nich - mówi kobieta, poprawiając swój chałat i wychodzi ze swojego małego gabinetu w szkole.
- Co ty tutaj robisz Bieber? - chrypię, zaciskając swoje wargi w cienką linię.
- Leithold, wystarczy dziękuje - chichocze, a ja przewracam oczami. Dupek. - Gdyby nie ja zostałabyś zmaltretowana przez baseballistów, albo siłaczy. Jesteś drobniutka i szkoda mi cię było zostawić w tym tłumie.
- Masz moją komórkę idioto? - pytam szybko, aby zignorować jego słowa, ponieważ na moich policzkach pojawiają się rumieńce.
Słyszę tylko jak Justin wciąga powietrze i kątem oka zauważam, że zaciska pięści. Ups, chyba go zdenerwowałam. Nie obchodzi mnie to.
- Jeszcze nie - warczy i podnosi się gwałtownie, patrzy na mnie i nachyla się nade mną. - Posłuchaj kochanie, lepiej żebyś zaczęła być miła, bo obije ci tą piękną buźkę.
Czuję jak jego wargi ocierają się o moje, a on przymyka powieki, wciągając głośno powietrze i szybko się podnosi, wychodząc z pomieszczenia i trzaska drzwiami tak głośno, że wypadają z zawiasów. Co to kurwa było?
"Piękna Buźka", od kiedy moja buźka jest dla niego piękna? I ta jego reakcja, kiedy dotyka moich ust? Cholernie dziwne.
Po kilku godzinach od wydarzenia siedzę z moimi rodzicami przy obiedzie. Nie rozumiem po co mnie zwolnili z lekcji, to była zwykła reakcja przez moją fobię, po prostu.
- Skarbie, mogłabyś zajść do pralni i odebrać moją togę? - pyta moja mama, biorąc łyka swojej herbaty. - Tata jedzie do firmy, a ja mam dużo papierkowej roboty związanych z jutrzejszą sprawą.
Kiwam głową i odgarniam włosy z twarzy, podnosząc się od stołu i wkładam pusty talerz do zmywarki. Moja mama jest prawnikiem, dlatego groziłam Justinowi. Justin, Justin.. Piękna Buźka. Czemu mam te cholerne słowa w mojej głowie? Przecież to było nic takiego.
Wsuwam swoje buty na stopy, odgarniając włosy do tyłu i wychodzę z domu, kierując się w stronę centrum. Myślę, aby zadzwonić do May i wytłumaczyć jej co dziś się ze mną stało i opowiedzieć co stało się z Justinem, ale przypominam sobie, że właśnie ten sam chłopak spowodował, że mojej komórki akurat nie mam. Matko, czy on zaczyna mieszać mi moje własne życie?
Jesteście ciekawi, dlaczego go tak nienawidzę? A więc wam sprostuję. Przenieśmy się do czasu, kiedy przeniosłam się do nowej szkoły.
Wchodzę na stołówkę, zauważając różne grupki przy stolikach. Cudownie. Nie mam żadnej osoby, z którą mogę usiąść. Kupuję wodę i karmelowy jogurt, ciężko wzdychając i podchodzę do jakiegoś chłopaka, zasysając nerwowo swoją dolną wargę. Siedzi z jakimś innym chłopakiem, dziewczyną, więc jest jeszcze jedno miejsce.
- Cześć wam - mruczę nieśmiało, ale posyłam delikatny uśmiech. - Jestem nowa mogę się dosiąść?
Jeden z chłopaków odwraca się w moją stronę i przeczesuje palcami swoje postawione włosy. Wygląda na miłego i jest przysojny. Cóż nie oceniaj książki po okładce.
- Pytasz nas? - parska śmiechem, kręcąc głową z niedowierzaniem. A dziewczyna oraz chłopak, z którymi siedzi od razu zaczynają się z nim śmiać. - Dziewczyno, nie rób z siebie pośmiewiska i usiądź tam gdzie jest twoje miejsce, spójrz na siebie.
Wskazuję na stolik obok śmietnika, który jest przydzielony dla jednej osoby. Mówi to na tyle głośno, że wszyscy zaczynają się śmiać. Czuję ogromną gulę w gardle i odwracam się, siadając w jednym wolnym miejscu. Tak, właśnie przy tym śmietniku. Nawet nie zwracam uwagi na to, że po moich policzkach lecą łzy.
Nie oceniaj mnie. Miałam szesnaście lat i to było przed tym za nim mój słodki adorator zaczął obsypywać mnie liścikami. No i jako szesnastolatka byłam rozdarta emocjonalnie, a teraz gdy mam dziewiętnaście lat i mam kogoś kto docenia mnie pod każdym względem czuję się o wiele lepsza. Jedynym plusem w tej historii jest to, że tak poznałam May, która zaprosiła mnie do swojego stolika.
Wchodzę do pralni i zauważam Pattie, mamę Justina. Wiem, że to jego rodzicielka, bo często przychodzi do nauczycieli, nie dziwcie się.. Bieber rozwalił dziś drzwi od gabinetu pielęgniarki, czyli normalny dzień jej syna. Chcę już podejść do lady, ale kobieta rozmawia z kimś przez telefon.
- Justin, nie dam rady ci dać tych pieniędzy.. posłuchaj to, że rozwaliłeś koleżance telefon to już twoja sprawa - mówi spokojnie do słuchawki. - Nie denerwuj się, możesz iść do tej swojej pracy i zarobić, skarbie mam za dużo wydatków, od dwóch miesięcy nie zapłaciłam za mieszkanie.. zrozum to, proszę cię.. muszę kończyć. Odgrzej sobie i Jaxonowi obiad.
Cholera. Nie rozumiem o co chodzi w tej sytuacji, ale czuję się beznadziejnie. Nie wiedziałam, że mama Justina pracuje właśnie w tej małej pralni, no i nie wiedziałam, że brakuje im pieniędzy. Przecież Justin ma fajne ciuchy, auto.. Oh, no tak - narkotyki. "Idź do tej swojej pracy", czyli kobieta myśli, że Justin zarabia w jakieś swojej pracy. Szkoda mi tej kobiety. Nie wiem czemu, ale szkoda mi też Justina.
- Ughm.. dzień dobry - mówię, udając, że dopiero wchodzę i posyłam kobiecie delikatny uśmiech. - Przyszłam odebrać pranie na nazwisko Leithold.
- Oh, North! - uśmiecha się delikatnie, a ja marszczę brwi. Pewnie mnie kojarzy z opowiadań Justina. Jestem pewna, że uważa mnie za jakąś snobkę i to co tam jej Justin nagaduje. Kobieta podaje mi togę.
- Dziękuje.. i pani Bieber, Justin był mi winny telefon, ale moi rodzice kupili mi nowy.. proszę mu przekazać, że to już nieważna sprawa - uśmiecham się lekko i wychodzę z pralni.
Wow, Leithold. Kto by się tego spodziewał.
Gdy wracam do domu, zauważam, że mojej skrzynce coś jest. Uśmiecham się szeroko, bo w końcu domyślam się od kogo. Listonosz przecież nie chodzi z przesyłkami o tej godzinie.
Zabieram kopertę i wbiegam do pokoju, opadając na łóżko i uśmiecham się szeroko do siebie. Rozdzieram kopertę i zaczynam od razu czytać list skierowany do mnie.
"Po prostu powiedz, że mnie kochasz, tylko dzisiaj. I nie dawaj mi czasu, ponieważ to nie ma sensu. Ponieważ nie chcę się zakochiwać, jeśli nie chcesz spróbować. Kochanie, wygląda na to, że brakuję mi słów. Codziennie czuję palący płomień, gdy mówisz moje imię. Po prostu powiedz, że mnie chcesz, to wszystko czego potrzeba."
Czytam z uśmiechem na twarzy słowa, które mój wielbiciel do mnie napisał. Po chwili jednak wyraz mojej zadowolonej twarzy znika, gdy czytam zdanie "Codziennie czuję palący płomień, gdy mówisz moje imię", dopiero zdaję sobie sprawę, że mój adorator to osoba, której często wymawiam imię, która jest obok mnie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz