poniedziałek, 27 lipca 2015

Rozdział Piętnasty

(Justin) 
Wybija równo północ. Nie mogę spać. Nie biorę już lekarstw, bo są do cholery drogie. Tym bardziej, że Jaxon ma zapalenie płuc i wszystkie pieniądze z narkotyków idą na jego leczenie i lekarstwa. Pierdolone szpitale, czy teraz tylko hajs się liczy, nawet za ratowanie niewinnego dziecka? 
Jaxon od małego jest bardzo chory, ma wadę serca. Każde przeziębienie dla niego to walka o życie. Kiedyś byłem strasznym dupkiem i w sumie nie obchodziło mnie to, bo cały zysk z mojej nielegalnej pracy szedł na zakłady, narkotyki i dziwki. Moja mama ciężko pracowała w pralni, ale kiedyś Jaxon zasłabł na placu zabaw jak był pod moją opieką, wtedy połowę pieniędzy odkładałem na wszelki wypadek i taki wypadek stał się niedawno. 
North też mi pomaga. Ostatnio pożyczyła mi pieniądze na moje auto, które chcę odnowić. Ta dziewczyna to mój cholerny skarb. Wiecie czego w sobie nienawidzę? Tego, że jestem chory psychicznie. Dosłownie. Nienawidzę w sobie tego, że nie potrafię jej tego powiedzieć, nie potrafię jej udowodnić, że przez długi czas to tak naprawdę ja ją uszczęśliwiam. 
Znam tylko jedyny powód. Podnoszę się z łóżka i zapalam lampkę nocną, otwierając małą komodę w biurku i szukam w tym całym bałaganie długopisu. Kartkę wyrywam ze zwykłego zeszytu. Strzelam, że jest od biologii, bo jest prawie pusty. 
Siadam przy biurku i oblizuję wargi, zaczynając pisać to co dyktuje mi serce...

(North)
Nasz wyjazd skończył się dwa tygodnie, teraz cały czas mam szkołę, praktyki dziennikarskie i dbam o lepszy kontakt z Justinem. Cieszę się, że zgodził się na to co zaproponowałam, czuję się przy nim naprawdę dobrze, a Kimberly gotuje się ze złości, gdy widzi jak ja i brązowooki spędzamy przerwy. Nie ma już z kim robić ze mnie pośmiewiska. 
Siedzę w swoim mieszkaniu i robiłam obiad mi oraz Justinowi. Jestem z nim dziś umówiona, ponieważ jego mama cały czas jest z Jaxonem, a on zamiast jeść normalnie je cały czas w KFC, albo w innych fast foodach. Nie chcę, by później był chory przez to świństwo. Przecież mam do niego jakieś plany. 
Słyszę otwieranie drzwi i uśmiecham się mimowolnie pod nosem. Naprawdę moje kontakty z Justinem się zmieniają, na lepsze. On działa na mnie tak dobrze. Uszczęśliwia mnie w taki sposób, którego nie czułam przez dłuższy czas. Nat cały czas stara się naprawić kontakt ze mną, możliwe, że by mu się udało, bo naprawdę się zmienia, ale Justin nie pozwala mu się zbliżać. Mam na myśli zawsze kończy się na tym, że gdy Nat ze mną rozmawia przychodzi Justin i robi scenę zazdrości taką, że obejmuje mnie, całuje w policzek i mówi, że chce ze mną porozmawiać, aby tylko Wang sobie poszedł. 
To serio słodkie. Rumienię się na tą myśl. 
- Hej mała - mruczy, stawiając siatkę z dwoma piwami na blat kuchenny. - Do obiadu. 
Chichoczę pod nosem i patrzę na niego, marszcząc brwi. - Czyli chcesz pić piwo do włoskiego obiadu?
- Czekaj zrobiłaś coś takiego? 
- Żartuję, zrobiłam nam lazanie - patrzę na niego z rozbawieniem i on przewraca oczami. - Ale umiem gotować, więc jeśli będziesz chciał włoski obiad to mi powiedz. 
Podchodzę do piekarnika i wyciągam z niego lazanię, która jest idealnie upieczona. Zapach dania jest tak aromatyczny, że czujemy go w całym pomieszczeniu, a w naszych brzuchach, aż wywraca się z głodu tak głośno, że obydwoje wybuchamy śmiechem. Justin podchodzi do blatu i wyciąga z szafki otwieracz, po czym otwiera nasze piwo, kładąc na wyspie kuchennej. Następnie ja nakładam nam porcje lazanii na talerze i podaję na miejsce obok piw. Justin od razu zaczyna jeść ze smakiem przez co chichoczę pod nosem i robię to samo. 
- Pysznie gotujesz, Northy! - mruczy z pełną buzią, brudząc się przy tym sosem na brodzie. 
Co za oferma
- Jesteś brudny - parskam, a Justin marszczy brwi. Czy on naprawdę tego nie czuje? Nachylam się nad stołem i chusteczką ścieram resztki sosu z jego brody. Patrzę mu w oczy, a on oblizuje powoli swoje pulchne, idealne usta. 
Nagle Justin również nachyla się nad stołem, a ja przygryzam swoją dolną wargę. Swój łokieć opiera o blat wyspy kuchennej, a kciuk wędruje do mojej dolnej wargi, dając mi znak, abym ją puściła z uścisku. Zanim się orientuje całujemy się namiętnie, nachylając się nad naszym jedzeniem. Ktoś jest głodny, ale nie na myśli mam jedzenie. 
Odrywamy się po chwili od siebie, a ja uśmiecham się pod nosem, widząc spojrzenie Justina. 
- Nie powinniśmy.. - zaczynam, a Justin kręci głową. 
- Nasza relacja polega na wspieraniu siebie, a twoje pocałunki i jeszcze więcej mnie wspiera - mówi, a ja śmieję się. Chociaż tak na prawdę jest w tym dużo racji. Ale ze wzajemnością odnoszę się do jego słów. 
Cały dzień spędzamy z Justinem na oglądaniu filmów, ale wreszcie nam się to nudzi i postanawiamy wyjść na dwór. Gdy chcemy już iść Justin wraca po swoją komórkę, którą zostawił w mieszkaniu. 
Wieczorem chodzimy wzdłuż parku, rozmawiając, śmiejąc się i dokuczając. Jeśli cały czas będzie tak jak teraz, sądzę, że ja i Justin możemy stworzyć coś, co może przerodzić się w poważny związek. 
Każdy w Justinie widzi mocnego, młodego faceta, który ma dużą przewagę wobec rówieśników. Życie na krawędzi, z policją, chorym bratem i narkotykami. Rozumiecie co mam na myśli? Każdy boi mu się podskoczyć, a laski lecą na jego wyposażenie i wygląd. Nie wiedzą, że ma problemy. 
Co ja widzę? Widzę cudownego, młodego mężczyznę, który walczy ze sobą. Który stara się coś w sobie zmienić, aby w końcu zacząć być szczęśliwym, szczęśliwym ze mną. 
On uszczęśliwia mnie i tego jestem pewna.

Wracam do domu , po długim spacerze i widzę wystającą kartkę spod wycieraczki. Marszczę brwi i obawiam się, że ta jedna mała rzecz może zmienić w moim życiu wiele. Po chwili namysłu podnoszę małą kopertę i otwieram drzwi od mieszkania. Nawet nie zdejmuję butów, tylko idę do salonu w ruchu, otwierając wiadomość skierowaną do mnie. 
Zamieram. 
Trzymam w dłoni kartkę, którą znalazłam pod wycieraczką. Opadam na sofę i czytam po kilka razy dokładnie każde zdanie. Nie wiem co mam o tym myśleć. Tak dawno nie było w moim życiu mojego tajemniczego adoratora.
"Nie mam powodu do łez, mam za to wiele powodów, aby się uśmiechać. Nie mam powodu, by kłamać, bo i tak mnie rozgryzłaś. Nie mam powodu, by być, jeśli nie mogę być z Tobą. Otwieram oczy, abym mógł się z tobą zobaczyć. Żyję, więc mogę umrzeć przy tobie." 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Followers