Nareszcie weekend. Przyjemne promienie słońca ocieplają moje ciało. Chodzę właśnie po Airtel Plaza. Potrzebuję paru rzeczy do nowego mieszkania. Ponieważ moi rodzice stwierdzili, że powinnam się wyprowadzić i zacząć sama utrzymywać. Oni jedynie będą mi pomagać.
Pasuję mi to jak najbardziej. W sumie już jestem samodzielna, ale jedynie utrzymują mnie rodzice. Postanowione jest to, że na ciuchy, kosmetyki będę zarabiać sama, a apartament mam kupiony przez ich pieniądze.
Nie muszę dodawać, że jest w najdroższej dzielnicy LA?
Moja mama jest dość subiektywna co do podejmowania takich decyzji. Twierdzi, że w innych dzielnicach ludzie mnie znają przez nią i mogą zrobić mi krzywdę, gdy na przykład nie pasuje im wyrok nadany przez moją rodzicielkę, albo jej sama praca.
Stoję przed sklepem i zastanawiam się czy wejść do niego. To mały sklep z meblami, ale w moim stylu.
- Jaxon! - krzyczy znajomy głos, a ja marszczę brwi, rozglądając się.
- Jaxon!
Widzę Justina, ganiającego się z małym chłopczykiem, albo raczej chłopczyk mu ucieka.
Zanim się orientuję mały blondynek biegnie prosto na mnie, a ja go zatrzymuje, kucając przed nim.
- Nie wolno tak biegać, bo jeszcze jakiś straszny pan cię zabierze i co wtedy? - mówię poważnie, widząc, że Justin nie daje sobie rady.
Jaxon (podajże tak się nazywa, bo tym imieniem wołał go Justin) robi zdziwioną minę. Też bym w sumie tak w jego wieku zrobiła, jakby zatrzymała mnie jakaś obca dziewczyna i wmówiła, że zabierze mnie obcy pan.
- Cześć North - dyszy Justin, a ja uśmiecham się tylko do niego - Jaxon do cholery nie możesz tak robić, przecież jeszcze ci się coś stanie.
Chłopak bierze malca na ręce, przytulając go mocno. Moje serce kruszy się na ten widok. To jest urocze. Justin z małym dzieckiem.
North. Stop.
- Więc poznałaś mojego młodszego brata Jaxona - parska Justin, a ja kiwam głową.
- Hej Jaxon, jestem North - wzruszam ramionami, a on posyła mi szeroki i przesłodki uśmiech.
Podobny do Justina.
- Może masz ochotę wybrać się z nami na gofry? - pyta Justin, a ja marszczę brwi i chwilę się zastanawiam. W końcu to nowość, że ten sam Bieber co niedawno robił ze mnie najgorsze gówno właśnie zaprasza mnie na wspólne jedzenie gofrów. W sumie raczej już dziś nic nie wybiorę, a pakować na razie też mi się nie chcę.
- W porządku, mogę iść - kiwam głową, a Jaxon klaszcze w ręce na co chichoczę pod nosem.
Wychodzimy z Airtel Plaza, na szczęście galeria znajduję się niedaleko Venice Beach, na której sprzedają najlepsze gofry na świecie. Justin stawia Jaxona na ziemię, chwytając jego dłoń. Chłopczyk bez problemu podszedł do mnie i również złapał moją dłoń. Śmieszne, darzy mnie od początku miłym uczuciem. Jednak przeciwieństwo swojego brata.
- Wyglądamy teraz jak rodzice - mruczę zawstydzona, a na moich policzkach pojawiają się lekkie wypieki. Jeny, jak ja żałośnie muszę teraz wyglądać. Justina widocznie to bawi, bo cicho chichocze.
Uff, to dobrze, że nie walnął jakimś obraźliwym komentarzem.
- Znaczy nie to miałam na myśli, po prostu.. - dukam, marszcząc brwi i sama do końca nie jestem przekonana co chcę powiedzieć. - Nieważne.
- Jesteś słodka jak jesteś zakłopotana - śmieje się Justin, a ja przewracam oczami, próbując ukryć uśmiech, który wchodzi mi na twarz.
- Jaxon, ile masz lat? - pytam, a ja chłopczyk zadziera główkę do góry, aby spojrzeć swoją uśmiechniętą buźką na mnie.
- Mam pięć lat, ale niedługo będę miał sześć! I dostanę duże auto od mamy i Justina!
- Wow to super, a ode mnie dostaniesz klocki, co ty na to?
Chłopczyk kiwa szczęśliwy głową, a do moich uszu dochodzi westchnięcie Justina.
- North..
- Daj spokój Justin, po prostu twój brat jest taki słodki, że szkoda mu nie kupić jakiś klocków na urodziny. Każdy obcy, by to zrobił - chichoczę, wzruszając swoimi ramionami.
- Ja po prostu nie chcę..
- Zamknij się, Bieber - przerywam mu rozbawiona, a Justin patrzy na mnie spod byka, ale na jego twarzy i tak widzę ten ucieszony wyraz.
- Skoro chcesz Leithold, sama mnie zamkniesz.
- Chciałbyś - parskam, bijąc go w ramię.
- Ouch! Jak mogłaś North, to bolało! - Justin piszczy, a ja i Jaxo wybuchamy śmiechem. Naprawdę w moich oczach Bieber robi się uroczym chłopakiem, po prostu jest czasem taki bipolarny.
Wchodzimy na plaże, a ja puszczam rączkę Jaxona, aby schylić się do zdjęcia butów. Gdy podnoszę się zauważam, że Justin patrzy mi się na tyłek. Nic nie mówię, a raczej dziękuje sobie, że założyłam moje ulubione jeasny, w których mój tyłek wygląda naprawdę korzystnie.
Przypominają mi się słowa mojego adoratora.
"Sposób w jakie te jeansy leżą na Tobie... Nie mogę odwrócić wzroku."
Gdy Justin i Jaxo zdejmują buty, patrzę na ich rysy twarzy. Są bardzo podobni do siebie, ale nie są podobni do swojej mamy. Nigdy nie słyszałam o jego ojcu, ani nigdy go nie widziałam w szkole, ale znam umiar i swoją ciekawość zagłuszam rozumem, nie zamierzając pytać o jego tatę, ponieważ sytuacje mogą być różne, a szkoda moich naprawiających się kontaktów z Justinem.
- To co gofry? - klaszcze w ręce Justin, a ja kiwam z rozmarzeniem głową i chwytam rączkę Jaxona, idąc przed Justinem.
Po chwili stajemy przy dużej budce "Gofry u Amy " i zaczynamy przeglądać menu wywieszone na ścianie. Tu są gofry każdego rodzaju. Nawet na ostro. Fuj, kto normalny to je? Chyba Justin myśli o tym samym, bo krzywi się, gdy czyta różne zamówienia. Przygryzam lekko swoją dolną wargę, aby się nie zaśmiać i postanawiam, że wybiorę gofry z m&m's i polewą toffi.
- Poproszę jednego gofra z m&m's i polewą toffi - mówi Justin, a ja marszczę brwi i uświadamiam sobie, że to kolejna rzecz, którą mamy ze sobą wspólną, oprócz sztuki. - Jaxo?
- Żelki i bita śmietana - piszczy malec, a Justin unosi wzrok na mnie.
- To samo co ty - uśmiecham się delikatnie, a on to odwzajemnia.
Po pięciu minutach otrzymujemy nasze zamówienie, a następnie siadamy na ławce przy placu zabaw zrobionym na plaży. Jaxon zjadł z nas najszybciej, a gdy siadamy na ławce chłopczyk biegnie ile sił ma w nogach, aby zająć huśtawkę z oponą.
- Więc jak z Natem? - pyta po chwili Justin, a ja patrzę na niego, marszcząc brwi przez słońce, które bardzo mocno świeci.
- Jak? Zerwałam z nim przecież, próbował się dodzwonić, ale nie chcę z nim rozmawiać - szepczę, wcinając swojego gofra.
- Rozumiem i nie dziwię ci się - mruczy chłopak, a ja wzdycham ciężko. - Naprawdę North, chyba każda laska postąpiła tak, każda, która zna swoją wartość i jest inteligentna.
- Czyli sądzisz, że jestem inteligentna? - chichoczę cicho, patrząc na niego z uśmiechem.
- Nigdy w to nie wątpiłem, ale jesteś często irytująca i taka.. aż za inteligentna - parska, a ja wzruszam ramionami.
- Wiesz taka już jestem, może dlatego, że moja mama zawsze mnie wychwalała, ale to nie jest tak, że uważam siebie za idealną.
- A może jesteś?
Tym pytaniem retorycznym mnie właśnie muruję. Nie wiem co to miało znaczyć, ale nie odpowiadam, po prostu jem gofra. Po chwili Justin zerka na mnie, na co robię to samo i uśmiecha się delikatnie.
- Ubrudziłaś się karmelem - śmieje się, a ja marszczę brwi, próbując go zlizać.
- Czekaj - mruczy, patrząc mi intensywnie w oczy i ściera kciukiem karmel z mojego policzka. Nagle zaczyna się przysuwać. Znacznie Przysuwać.
Chcę.
Nie.
Chcę.
Nie chcę.
Chcę.
Zanim zdążę się do końca pokłócić z rozumem i sercem Justin wpija się w moje usta, a ja z zaskoczenia nic nie robię, ale czując jego pulchne ustach na swoich nie potrafię się oprzeć i odwzajemniam jego pocałunek, kładąc dłoń na jego policzku.
Pocałunek jest.. intensywny, lekki, ale czuły. On jest mistrzem w całowaniu. Jak całował Nat? To pikuś przy tym co ze swoim językiem robi Justin!
Po chwili chłopak odrywa się ode mnie, a ja mruczę zawiedziona, otwierając swoje oczy. Chłopak posyła mi lekki uśmiech, a ja zażenowana spuszczam wzrok.
GŁUPIA SUKO! NORTH CO TO ZROBIŁAŚ!
- Powinnam się zbierać, przeprowadzam się niedługo do własnego mieszkania i mam rzeczy do zrobienia - szepczę, a Justin patrzy na mnie.
- W porządku, daj mi znać, a pomogę ci z tym wszystkim.
Czy on właśnie zaoferował mi POMOC?!
- I przepraszam, że cię nie odprowadzę, Jaxon się dobrze bawi i nie chcę mu przerywać, jest bardzo grzeczny.
- Jasne, ucałuj go ode mnie - mamroczę, łapiąc się po chwili za słówka, ugh.
***
Gdy wracam do domu od razu biegnę do różnych miejsc, gdzie mogą być moje liściki od adoratora.
Nie ma ich. W porządku, może po prostu to nie ta godzina.
***
Późnego wieczoru, ponownie szukam liścików, ale ich nie ma. To niemożliwe. Przecież już dawno o tej godzinie one znajdowały się u mnie. Jestem załamana.
Nie ma liścików.. a co jeśli mój adorator widział mnie i Justina całujących się dziś na plaży?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz