Od mojego adoratora nie ma znaku życia (od tygodnia), jakby sobie odpuścił. Jest mi przykro z tego powodu, to on mnie trzyma przy mojej własnej wartości. Przyznam, że Justin naprawdę się zmienia wobec mnie i spędzamy coraz więcej czasu. Dziś pomaga mi w przeprowadzce.
Miło z jego strony.
- Kochanie, wszystko spakowałaś? - do mojego pokoju wchodzi mama, rozglądając się po każdym podpisanym kartonem. Przewracam oczami, bo cholera przeprowadzam się dziś, a ona nadal pilnuje wszystkiego jakbym miała piętnaście lat.
- Tak mamo. - odpowiadam, próbując nie sprawiać wrażenia zirytowanej.
- Na pewno nie chcesz, abym zadzwoniła po ekipę do przeprowadzek?
- Nie mamo.
- Czyli twój kolega ci pomoże?
- Tak mamo. - mruczę, wciągając głośno powietrze. - Jestem już dorosła, umiem się zorganizować.
- Wiem córciu - nuci moja rodzicielka, podbiegając szybko do mnie. - Ale to takie nie realne, że wreszcie bierzesz sprawy w swoje ręce, niedawno jeszcze latałaś po całym domu w pieluszce i śpiewałaś Bootylicious* - chichocze.
- Mamoooo - jęczę. - Przestań.
Słyszymy z moją mamą chrząknięcie za nami, na co we dwie się odwracamy.
To Justin.
Wygląda tak.. dobrze. Jeansy i koszulka z dekoltem w serek, a na to bordowa bluza rozpinana. Włosy ma w nieładzie, ale naprawdę seksownym nieładzie.
NIE. To nadal w jakimś stopniu dupek.
- Oh, ty musisz być Justin! - mówi kobieta tzw. moja mama i wstaje, patrząc na całą zaczerwienioną mnie. - Zostawiam was w spokoju, miło cię poznać!
- Miło mi panią poznać również - mruczy zdezorientowany Justin, bo moja mama wybiega z prędkością światła. Wie, że gdyby została raczej, by nie była miło goszczona przeze mnie. - Hej North.
- Hej Justin, to co pomożesz mi? - unoszę brwi, podnosząc się z ziemi.
Chłopak podchodzi do mnie i nachyla się nade mną, uśmiechając się pod nosem. - Jasne, jeśli mi też zatańczysz i zaśpiewasz Bootylicious.
Uchylam wargi, widząc jak go to bawi i walnęłam go lekko w ramię.
- Ale ty jesteś głupi Bieber, bierz to - chichoczę pod nosem, wskazując na pudło z 1/3 moich ciuchów.
- No weź, ty możesz być moją Destiny's Child na scenie** - mruczy, chwytając moje biodra.
Odpycham go, przewracając oczami z rozbawieniem i wskazuje na pudło.
Czy mi się wydaję, czy on próbuje mnie poderwać? Nie ma nawet takiej opcji, żebym mu się dała.
Justin bierze pudło, które mu wskazałam wcześniej, a ja biorę inne, ale trochę lżejsze. Schodzimy na dół do jego auta, na które na pewno nie zarobił uczciwie, ale pozostawię to bez komentarza, po prostu czasem muszę się do czegoś przyczepić, aby się w nim nie zauroczyć, albo go polubić.
Mój tata pomaga nam znieść resztę pudeł, a po te najmniej ważne zajadę wtedy, gdy będę mieć czas. Wsiadam do auta Justina i zapinam pas. Chłopak kieruję się pojazdem w stronę apartamentowca, w którym mam swoje małe mieszkanie.
- Jeśli chcesz mogę ci się pomóc rozpakować - mówi, a ja marszczę brwi.
- Nie Justin, nie chcę cię obarczać, wystarczy, że musisz wozić te pudła i jeszcze je później wnosić, bo sama nie dam rady.
- North, ale nie obarczasz mnie, w sumie ja chcę ci pomóc.
- Jeśli chcesz, ale moich rzeczy jest na prawdę dużo - chichoczę, przewracając oczami.
Po chwili komórka Justina zaczyna dzwonić, na co on wyciągnął ją z kieszeni spodni i przewrócił oczami.
- Co? - warczy, aż wzdrygam. - Kurwa, Kimberly daj mi spokój nie mam czasu.
Kimberly, to ta podła suka. Wszędzie tylko, by pokazywała swój napchany tyłek i chwaliła się swoją pochwą każdemu chłopakowi w szkole, a nawet nauczycielowi.
Justin rozłącza się, a ja zerkam na niego, czy trochę ochłonął. Szczękę ma zaciśniętą, ale wzrok spokojny.
- Więc ty i Kimberly to tak poważnie? - pytam, nie wiedząc nawet w jakim celu.
- Co? Nie - Justin parska, wjeżdżając na prywatny parking na mojej dzielnicy - Dobrze obciąga, ale jest tak głupia, że nie wiem co ona nadal robi w szkole.
Znów wraca dupek Bieber, chociaż prawda jest taka o Kimberly jaką mówi. Ta dziewczyna, gdyby ktoś jej doczepił ogon do dupy latała, by za nim jak pies. Nie widzi nic po za swoją tyłkiem, który ma rozmiar trzech ludzkich głów.
Wychodzimy z Justinem z auta i przez godzinę wnosimy wszystkie pudła, a przez następne dwie otwieramy wszystko i patrzymy, gdzie co jest. Nie wiedziałam, że przeprowadzki są AŻ TAK TRUDNE I CIĘŻKIE. Widać, że Justinowi już się nie chce i mówię mu, że może sobie iść, na co on się ze mną kłóci, że zostaje.
Przenoszę każde pudło z ciuchami do swojej małej garderoby, a Justin zajmuje się takimi rzeczami jak telewizor, internet i elektryka. Nie wiem jak sama bym to ogarnęła.
Siadam na ziemi i zaczynam układać wszystkie swoje buty, a następnie ubrania. Bieliznę chowam do różnych szafek. Nieźle mi to w sumie idzie, a myślałam, że będzie gorzej. Nieważne.
Justin wchodzi po chwili do garderoby i trzyma w dłoni moje koronkowe stringi. Kurwa, cała się czerwienie. To chyba żenująca sytuacja, kiedy chłopak, z którym dopiero zaczęłaś się dogadywać znajduje twoją... seksowną (?) bieliznę na ziemi.
- Ty masz takie coś teraz na sobie?! Ty w tym chodzisz?! - pyta zszokowany, a w jego oczach można zauważyć błysk.
- Oddaj to - jęczę, ale Justin nie odpuszcza i unosi wysoko rękę, ściskając bardzo skąpy materiał moich majtek w dłoni i uśmiecha się szelmowsko.
- Kto by się spodziewał, że nasza Leithold nosi takie rzeczy - mruczy, popychając mnie po chwili na szafkę i opuszcza swoją dłoń, kładąc ją na moim lewym biodrze i delikatnie je ściska.
- Oddasz mi to? - wyszeptałam, ale Justin nic nie zrobił, po prostu czułam jego oddech na swoich ustach i robiło mi się słabo, ale z dobrego powodu. Jego miętowy oddech, jego oczy wypalające spojrzeniem moje. Oblizuje językiem powoli swoje wargi. Kurwa jego język jest nawet gorący.
North, głupia idiotko! Nie myśl tak o nim.
Pierdol się umyśle. Chcę go pocałować.
Gdy to ja robię pierwszy krok i przysuwam swoją twarz do Justina twarzy dzwoni pierdolony dzwonek. Zajebiściekurwamać. Przecież się dopiero tutaj wprowadziłam, kto do cholery mnie odwiedza.
- Chciałem ci powiedzieć, że zamówiłem pizzę - mruczy, wychodząc z garderoby, a ja stoję oszołomiona.
To wina dupka Biebera! A ja chciałam Cię pocałować, idioto.
Nieważne. Szybko się ogarniam i wychodzę z pomieszczenia, gasząc światło. Justin akurat zamyka drzwi i podaje mi pudełko pizzy.
- Może odpoczniesz już dziś z tym rozpakowywaniem? Najważniejsze rzeczy masz już na swoich miejscach, jutro ci pomogę znów, a teraz podłączyłem ci telewizor to możemy coś obejrzeć. - mówi Justin, a ja wzruszam ramionami, siadając na białej, skórzanej sofie.
- Nie pobrudź. - ostrzegam go, a on kładzie pudełko pizzy na szklanym stoliku.
- Obiecuję mamo, że nie pobrudzę - mamroczę dziecinnie, a ja przewracam oczami, sięgając po kawałek, gdy Justin szuka jakiegoś fajnego filmu.
- Oh! Millerowie, najlepszy film na świecie! - oznajmia Justin, a ja marszczę brwi. To dlatego, że w filmie facet zakłada rodzinę, aby przewozić dragi ? Czy dlatego, że jest po prostu śmieszny? Naprawdę nie wiem. Nigdy nie zrozumiem po co Justin handluje tym gównem, a pewnie sam to bierze. Jaki on przykład daje swojemu bratu? Sam się marnuje. Ale i tak nie zwrócę mu uwagi, bo tylko pogorszę sprawę, a podoba mi się jak teraz jest. Naprawdę mi się podoba.
Dlaczego?
Zamiast skupić się na filmie, cały czas rozmyślam o Justinie i jego życiu. Może zaczynam się o niego martwić? Czy mi na nim zależy? Oczywiście, że nie. Nie chce, by mi zależało. Zerkam na Justina, a on śpi oparty o skórzany podłokietnik sofy. Uśmiecham się, bo wygląda tak niewinnie i uroczo.
Nagle ogarnia mnie wielkie zmęczenie po tej przeprowadzce i nie dziwię się, że Justin tak szybko odleciał. Nie będę go budzić. Po prostu układam się przed jego klatką piersiową i przymykam swoje powieki, wciągając zapach chłopaka, który pachnie jakimiś dobrymi perfumami i o dziwo - nie potem, chociaż tyle wchodził i schodził, no i oczywiście dźwigam.
Czuję jak ramię Justina obejmuje moje ciało, a ja zapadam w spokojny sen w jego ramionach.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz